Wspomnienie wojenne
Mała historia z okazji rocznicy wybuchu wojny.
Już wyjaśniam sprawę tych trzech wycinków z lokalnego periodyku „Kreisblatt” sprzed lat 80. Rzecz działa się w listopadzie 1939 r. w Kaliszu, gdzie przed wojną mieszkała część mojej rodziny, czyli prababcia Zosia z dwójką dzieci. Pradziadkiem-legionistą (i lekarzem zarazem) zaopiekowali się już Rosjanie, zgarniając go do Kozielska, skąd trafił do Katynia. Niemcy zaś zainteresowali się dobytkiem prababci-dentystki.
Babcia wspomina, że któregoś dnia poszła na spacer, a jak wróciła, to w przedpokoju zastała umundurowanych i uzbrojonych Niemców, z których jeden, wyraźnie zadowolony, oglądał wyposażenie gabinetu dentystycznego. Przypadł mu on do gustu na tyle, że moja rodzina musiała opuścić mieszkanie, zostawiając wszystko poza rzeczami osobistymi.
Cała ta dość banalna w tamtych czasach historia została udokumentowana we wspomnianym piśmie, zawierającym obwieszczenia okupantów i ogłoszenia. Pierwszy wycinek pochodzi z 9 listopada, sprzed wizyty panów w mundurach. Drugi – z 13 listopada; pan Galantowitz („Reichsdeutscher”) informuje, że przejął praktykę mojej prababci. 16 listopada wzmianka o dr Plewniakowej niknie. Panu Galantowitzowi należy wszakże oddać, że pracował o godzinę dłużej niż moja prababcia.
Jakie były jego dalsze losy – nie wiem. Prababcia po wojnie wróciła do Kalisza i o dziwo odzyskała wyposażenie gabinetu. Kilkadziesiąt lat później jej córka – a moja babcia od Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej dostała skany z „Kreisblattu”; okazało się, że całkiem niedawno plik starych gazet znalazł robotnik remontujący jedną z kaliskich willi i zaniósł je do muzeum.
A notkę tę piszę na biurku, które najpierw było biurkiem pradziadka, potem jakichś hitlerowców, a następnie przez kilkadziesiąt lat służyło mojemu dziadkowi. Tak się to dziwnie plecie.
Komentarze
Pana redaktora „Mała historia z okazji rocznicy wybuchu wojny” jest swoista alegoria doswiadczen kilku ostatnich pokolen Polakow. Sam urodzilem sie we Wroclawiu dokad przybyli moji Dziadkowie z amputowanych Kresow. Moja podstawowka miescil sie w gmachu w ktorym w 1944/45 przebywaly polskie kobiety i dzieci wypedzone z Warszawy po powstaniu.
Dołożę swoją historyjkę.
Pradziadek zginął w wojnie domowej w 1921 roku, zwanej Trzecim Powstaniem Śląskim., zostawiając pięcioro potomstwa. Najstarszy syn wyjechał później do Francji, mój dziadek był przedostatnim. Ostatnia, jego siostra, (ciotka mojej mamy) w czasie drugiej wojny była służącą u zarządcy kopalni.
Kiedy otrzymała nakaz wyjazdu na roboty do Rzeszy, rodzina zarządcy załatwiła jej wyjazd do swojej rodziny pod Poczdamem (byli to arystokraci).
Tam ciotka poznała przystojnego oficera Luftwaffe i przeżyli razem 60 lat.
Tak pokręcone są losy Ślązaków.