PiS jak Święty Mikołaj bez prezentów

Konwencja PiS w Szeligach pod Warszawą była na swój sposób wyjątkowa. Gdyby zastąpić polityków aktorami i usunąć z ich przemówień rytualne uderzenia w Platformę, to mało kto poznałby najnowsze wcielenie PiS.

„Orzeł naszej gospodarki musi wzbić się jeszcze wyżej i dlatego te trzy filary, na których chcemy oprzeć rozwój Polski na najbliższe 5-10-15 lat to: Europa, wyższe wynagrodzenia i modernizacja Polski”.

„Jesteśmy bijącym sercem Europy. My dzisiaj inspirujemy Europę”.

„My naszą ofertę budujemy w taki sposób, żeby klasa średnia była jak najsilniejsza, jak najbardziej zasobna”.

„Jesteśmy dumni, że jesteśmy Europejczykami. Polska była, jest i będzie w Europie i nikt, i nic tego nie zmieni”

„Polacy nie chcą żadnych rewolucji – ani obyczajowych, ani politycznych. Polacy chcą państwa stabilnego, skutecznego, gwarantującego bezpieczeństwo, państwa umożliwiającego stabilny rozwój”.

To cytaty z Mateusza Morawieckiego, Beaty Szydło i Jarosława Gowina, a mogliby to przecież równie dobrze powiedzieć Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer i Władysław Kosiniak-Kamysz.

„Modernizacja” to już stara śpiewka, ale tak dobitnie o klasie średniej PiS przemówił bodaj po raz pierwszy w swej historii. A koktajlu z modernizacji, europeizacji, czystej energii i klasy średniej Jarosław Kaczyński nie zaserwował jeszcze nigdy.

Można w tym miejscu postawić trzy pytania:

– dlaczego tak się dzieje?

– co to w praktyce oznacza?

– czy to zadziała?

Skąd ten zwrot, to akurat doskonale wiadomo. Lanie zebrane przez kandydatów PiS w II turze wyborów w miastach zrobiło na decydentach PiS większe wrażenie niż zwycięstwo w potyczce o sejmiki. I od wyborów samorządowych liderzy PiS mają ból głowy – co zrobić, by nie przegrać następnych kampanii przez mobilizację wyborców miejskich i wielkomiejskich, co zrobić, by opozycja nie mogła zagrać skutecznie kartą Polexitu.

Dlatego drugi już miesiąc słyszymy o „złagodzeniu kursu”, „ciepłej wodzie z kranu” w wersji PiS, dlatego Sejm klepnął nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym.

Pytanie drugie jest o tyle trudne, że liderzy Zjednoczonej Prawicy bardzo oszczędnie gospodarowali treścią w swoich wystąpieniach. W barku w hali, gdzie odbywała się konwencja, na tablicy ktoś napisał kredą „mleka do kawy brak”; w przemówieniach zabrakło i mleka, i kawy. Morawiecki zapowiedział, że program przedstawi w styczniu lub lutym. Na razie padły hasła. Premier był jak Święty Mikołaj, który przyszedł z pustym workiem i powiedział, że prezenty będą kiedy indziej.

Pytanie trzecie należałoby rozbić na dwa: czy PiS zdobędzie dzięki temu nowych wyborców i czy zdoła zdemobilizować cudzych.

Te pytania zadają sobie także w PiS. Nie mogę powiedzieć, gdzie się ta rozmowa odbyła i nie mogę zdradzić nazwisk jej uczestników, ważnych polityków z obozu rządzącego. Jeden z nich był „miastoentuzjastą” – przekonywał, że PiS może przyciągnąć wyborców z dużych ośrodków. Drugi odparł: „Z tym zwrotem do centrum to trochę tak, jakby facet prał drugiego po pysku, raz, drugi, trzeci, a potem przyszedł do niego z bukietem kwiatów”.

PiS w tej kadencji przez trzy lata lał klasę średnią po pysku. Uderzał w jej interesy: zlikwidował kwotę wolną od podatku, nie zrobił nic dla frankowiczów, próbował gmerać przy 30-krotności, uderzał w jej przekonania: poszedł w konflikt z Unią Europejską, rozmontował Trybunał Konstytucyjny i chciał czystki w Sądzie Najwyższym. Teraz nie przyniósł nawet bukietu kwiatów, tylko zapowiedział, że go przyniesie.

Poza wszystkim innym, konwencja PiS odbyła się jakby trochę obok nurtu wydarzeń. Polacy nie usłyszeli, jak Morawiecki chce się uporać z podwyżką cen energii, co zrobi z ministrami, którzy się kłócą, nie padła żadna konkretna recepta – poza rytualną deklaracją jedności – na rzeczywiste problemy obozu rządzącego. Nie wykluczałbym dalszych spadków w sondażach.